piątek, 18 maja 2018

BYĆ SPRAWNYM JAK ŻOŁNIERZ

Żołnierze USA i Korei Południowej, The Korea Bizwire
Czyż to nie brzmi dumnie? Bo przecież są zwykli ludzie i są Oni: żołnierze, komandosi, specjalsi. O ich sprawności i możliwościach krążą legendy. Mity podtrzymywane przez filmy i przekazywane z ust do ust miejskie legendy. Niezłomni, nieugięci, nieulękli – po prostu niezwyciężeni. Ich mordercze treningi trwające lata pozwalają na przekroczenie granicy człowieczeństwa i biomechaniki „zwykłych” ludzi. Wszyscy to słyszeliśmy. Wszyscy to kojarzymy. I lubimy myśleć, że „nasi” są w światowej czołówce jak nie lepiej. A jaka jest prawda? 
Pomijając jednostki specjalne, które mają swoją uzasadnioną i dużą niezależność, to reszta nie wygląda już tak kolorowo. Zacznijmy od zerknięcia na normy sprawnościowe.  Popatrzmy na koronną konkurencję, z którą zwyczajowo są największe problemy, czyli na bieg na 3 km. Normy te, w zależności od wieku i miejsca służby wahają się pomiędzy 12min na ocenę 5 (co jest najwyższą oceną) dla najmłodszych i najlepszych służących w desancie czy rozpoznaniu, a kończą na 20min i 50sekundac, na ocenę 3, u najstarszych w takich miejscach jak orkiestry, duszpasterstwo itp. Na pytanie czy to dużo, czy mało, to zerknijmy na normy szkolne w klasach liceum na 1500m. Wynoszą one (dla chłopców w 3 klasie) od 4min 30 sekund na ocenę 6, do 6min 30 sekund na ocenę 3.
przedmiotowy system oceniania z WF 5LO Lublin
Nie trzeba być trenerem i wielkim znawcą tematu, aby wiedzieć, że na tak krótkich dystansach można sobie spokojnie to pomnożyć przez 2 i dodać 10-20%, aby otrzymać wartości z tabeli. Nie trzeba być trenerem i znawcą, aby zauważyć, że średnio wysportowane dzieci regularnych klas (nie sportowych!) będą miały takie właśnie mniej więcej czasy na 3km jak najlepsi wybrańcy narodu. Nawet co lepsi
normy żołnierzy zawodowych; 15BZ.
amatorzy biegów ulicznych schodzą poniżej 20minut.....na 5 km! W takim układzie, to przestaje to wyglądać imponująco prawda? A mówimy o żołnierzach zawodowych. Żołnierze TSW – czyli żołnierze WOTu mają aż 3 lata na osiągnięcie takiego poziomu. W marcu 2018 roku można było przeczytać w Polsce Zbrojnej jak im poszły egzaminy wstępne na kursy podoficerskie: z 203 zdających WF oblało aż 117 osób. Przy czym najtrudniejszy był bieg na - werble - JEDEN kilometr. Dla większego zobrazowania w jakim miejscu się znajdujemy to napiszę, że  w ocenie ludzi chorych i niepełnosprawnych jest coś takiego jak 6minutowy test marszowy.  Z grubsza polega to na chodzeniu po 30metrowej trasie przez 6 minut. Zdrowy człowiek, w czasie tych 6 minut powinien pokonać marszem ok 700metrów. Podaję wyższą wartość, jako że nie odnosimy się do ogółu społeczeństwa „kanapowych januszy”, a do ludzi – bądź co bądź – wysportowanych. Jak się ma takie porównanie, to te normy wyglądają naprawdę żałośnie, czyż nie?

Lekka piechota w karykaturze, Ground Report
Czemu o tym piszę? Czemu szkaluję obrońców narodu? Bo temat jest bardzo złożony i niejednoznaczny. Prawda jest taka, że dzisiejsze wojsko to nie kolumny piechocińców maszerujące tygodniami, aby dojść na front. Dziś mamy całą masę sprzętu wożącego żołnierzom ich taktyczne zadki – Bojowe Wozy Piechoty, Kołowe Transportery Opancerzone, różnej maści pojazdy przeciwminowe, ciężarówki, lekkie terenówki 4x4 i tak dalej. Doszły nam jednak kilogramy wyposażenia w postaci osłon balistycznych, przenośnych komputerów, detektorów, zagłuszarek, radiostacji itp. I tym oto sposobem żołnierz może targać na plecach 20-30kg gratów. W związku z tym, dziś mamy do czynienia ze zdecydowanie innym rodzajem wysiłku w wojsku jak w czasie 2 wojny światowej. To nie czasy na mozolne przesuwanie się na przód i spychanie przeciwnika linią frontu, ale celne i silne ciosy precyzyjnych uderzeń. Bez kondycji – nie da rady zachować dynamiki działań przez kilka dni i nie ma tutaj znaczenia jak nowoczesnym sprzętem dysponujemy. Kondycja jest kluczem do osiągnięcia sukcesu na polu bitwy. Siła, precyzja, szybkość – to wszystko zależy od przygotowania fizycznego żołnierza i jego umiejętności działania w zmęczeniu i stresie. To jest fundament, na którym opiera się wszystko inne.

Dlaczego zatem testy sprawnościowe w naszym wojsku tak bardzo odbiegają od realiów pola walki? Powiem szczerze – nie wiem. Nie wiem czy to przez brak wyobraźni, wiedzy czy chęci lub funduszy – tych na pewno brakuje i to pomimo tego, że żołnierze WOTu mają jeszcze zwracane koszty karnetów na siłownie (a przynajmniej tego dowiedziałem się od kilku terytorialsów). Ja swoją przygodę z wojskiem zawodowym zakończyłem już parę lat temu. Służyłem w rozpoznaniu, choć śmialiśmy się, że to bardziej taki zmech na sterydach. Trening fizyczny był przeprowadzany chaotycznie, bez jakiegoś celu nadrzędnego. Ot robiono wszystko, aby nas zmęczyć. Efekt był tego taki, że ja wtedy też ledwo zaliczałem bieg, choć z resztą konkurencji na szczęście nie było problemu. Trapiły nas kontuzje, a efektów w zasadzie nie było. Po pół roku nie byłem w stanie przebiec nawet 10km jednym ciągiem. Teraz, choć jestem starszy i organizm bardziej mam zmęczony kontuzjami lat poprzednich, to jednak w pół roku przygotowałem się do półmaratonu i to bez większego problemu. Całe sedno tego problemu polega na tym, że wojsko mamy zawodowe, ale system szkolenia podstawowego i kondycyjnego to przez wiele lat modyfikowane i przycinane szkolenie Zasadniczej Służby Wojskowej (a wiem co pisze, bo jeszcze się załapałem na końcówkę). Czasy się zmieniły, profil psychologiczny ochotników również, a system wygląda jak karykatura tego, co było kilka pokoleń temu.

Na polu przygotowania kondycyjnego nasze wojsko jest w głębokim lesie i to widać szczególnie czytając artykuły (i oglądając materiały filmowe) wojsk krajów sojuszniczych z NATO. I nie chodzi mi tutaj o słynne filmiki jak to testowano LSD (polecam - ubaw po pachy), ale o tematy związane właśnie z kondycją. W ujęciu jednostkowym poszczególnych żołnierzy to nie problem. Co chętniejsi ćwiczą samodzielnie. A to biegają, a to uprawiają sporty walki, jeżdżą na rowerach, wspinają się. Jednak w ujęciu systemu szkolenia i MON – to oznacza ogromne koszty władowane w kompletnie nieefektywne szkolenie, które poza sporym odsetkiem kontuzji wszelakich, nie daje zbyt wiele. A jak to powinno wyglądać? No najlepiej tak, jak w jednym z ośrodków szkolenia fizycznego w Armii USA – Fort Drum’s Mountain Functional Fitness Facility. Takie swoiste skrzyżowanie kalisteniki, treningu funkcjonalnego, plyometrii i jeszcze kilku innych. Z resztą sami zobaczcie na filmiku


Owszem – Polska to nie Stany i nie mamy takich funduszy. No nie. Mamy jednak coś lepszego, a z czego nie korzystamy. Mamy naprawdę dużą wiedzę i niesłychane możliwości uwarunkowane genetycznie. Mało kto wie, że najbardziej hardcorowe rekordy Guinessa w odniesieniu do siły/wytrzymałości należą do Polaków. 365 maratonów wykonywanych dzień po dniu? Kajakiem przez ocean? Wpław przez morze? To wszystko, to właśnie my. Niestety MON (ale i MSWiA również) idą po najmniejszej linii oporu obniżając wymagania. Tymczasem, żeby zachęcić ludzi – zwłaszcza Polaków – to trzeba zagrać na ambicji. Zwiększyć wymogi, urealnić treningi i skrócić czas szkolenia. Jest to możliwe do wykonania i wbrew pozorom nie wiąże się z dużymi kosztami, a może zaowocować oszczędnościami (choćby poprzez zmniejszenie absencji z powodu kontuzji). Potrzebna jest tylko polityczna wola i chęć samego wojska do dokonania rewolucji w szkoleniu kondycyjnym. Systemy walki opracowane na potrzeby naszego wojska jak BAS-2 czy COMBAT-56 pokazują, że z jednej strony jesteśmy w stanie opracować coś własnego i w miarę sensownego, a jednocześnie pokazują, że nie potrafimy wprowadzić tego na szeroką skalę i rozwijać.

Czego nam brakuje? Przede wszystkim zdrowej siły i dynamiki oraz zdolności do ich utrzymania przez wiele godzin ciągiem lub przez kilka kolejnych dni (z przerwami).

Moja propozycja treningowa pozwala w 32 tygodnie (ok 8 miesięcy) osiągnąć poziom zdolności do pokonania maratonu przeszkodowego. Koncepcja jest taka, że całość jest podzielona na trzy fazy.

Faza pierwsza – jest to trening GOTOWY NA MUNDUR i jest to własne przygotowanie kondycyjne przed przystąpieniem do służby. W 8 tygodni pozwala wyrobić ogólne podstawy – bieg ciągły przez 35min lub 5km i jako-tako siłę, aby móc zacząć pracować z obciążeniem własnego ciała.

Faza druga, WETERAN WIZNY, jest przeznaczona dla ludzi, którzy są w czasie swojego szkolenia podstawowego. W 12 tygodni ten trening pozwala na przebiegnięcie półmaratonu z przeszkodami. Ćwiczymy tutaj zarówno bieganie, jak i siłowo całe ciało. Intensywność jest duża, ale nie zabójcza. Zdrowy człowiek nawet w średnim wieku może spokojnie to przejść. Szczególne znaczenie mają tutaj dni marszowe, bowiem są formą aktywnego odpoczynku, dzięki któremu organizm regeneruje się o wiele szybciej.

Faza trzecia i ostatnia – CICHOCIEMNY – podobnie jak poprzedni trening jest bardzo intensywna, ale pozwala osiągnąć zabójczy poziom maratonu z przeszkodami. Mogłoby to być realizowane w czasie etapu szkolenia specjalisty lub w czasie przygotowania do wyjazdu na misję. Dopiero na tym etapie – na jego końcu jest sens wałowania ludzi na pasach taktycznych. Wcześniej nie służy to bowiem niczemu ze względu na brak odpowiedniej kondycji i brak przygotowania układu nerwowego, przez co dokonuje się niepotrzebnej selekcji i odrzuca ludzi, który ostatecznie, po zaadoptowaniu, mogliby być wartościowymi żołnierzami. Biologia musi mieć czas do zadziałania. Docieranie psychologiczne przed adaptacją neuronalną nie ma żadnego uzasadnienia w obecnych czasach wojska ochotniczego i zawodowego. W czasach przymusowego poboru presja psychologiczna była natomiast od samego początku niezbędnym elementem szkolenia i budowania dyscypliny. Jak już to wspominałem, czasy i profil psychologiczny ludzi wstępujących do wojska uległ zmianie i niektóre aspekty szkolenia mocno się przedawniły.

Wszystkie trzy plany uzupełniają się tworząc jeden program. Dzięki temu nie mamy tutaj budowania progresu non stop, ale robimy dwa kroki w przód i jeden w tył dając czas na regenerację i stabilizację postępu, co minimalizuje ryzyko kontuzji zwiększając szansę na końcowy sukces. Oczywiście – tym programem nie zrobimy sobie trwałej, mistrzowskiej formy, która utrzyma nam się latami, ani nie pozwoli nam na bicie rekordów. Jest to program ukierunkowany na cel, po osiągnięciu którego powinien nastąpić okres regeneracji i stabilizacji na poziomie drugiego etapu. Dla służb mundurowych nie ma bowiem uzasadnienia utrzymywania stale aż tak wysokiego poziomu, który byłby zwyczajnie zbyt obciążający dla organizmu. Spokojnie, do codziennej służby wystarczy poziom kondycyjny odpowiadający sportowej przeszkodówce na dystansie 10-21km. Co istotne, trening nie wyznacza czasu etapów szkolenia wojskowego. Te są bowiem najczęściej dłuższe. Nie ma jednak uzasadnienia dla przerabiania czegoś dłużej, niż to konieczne, aby tylko zachować pozór, ze coś się robi. Dzięki temu pozostaje czas, który można wykorzystać w innych przedsięwzięciach jak strzelania dzienno-nocne, bytowania w terenie, czy działania na pasach taktycznych, które również są elementami niezbędnymi.

Plan ten, ze względu na swoją specyfikę nie koliduje z innymi zajęciami, które wymagają użycia mięśni jak walka wręcz czy taktyka i powinny stanowić jego treningowe uzupełnienie. Istotne jest jednak, aby zajęcia takie pokrywały się z dniami wysokiej aktywności w treningu, natomiast zajęcia teoretyczne i gospodarczo-porządkowe z dniami o niskiej intensywności. Dzięki takiemu zabiegowi z żołnierzy uda się wycisnąć więcej, a jednocześnie da się czas niezbędny do odpoczynku i regeneracji mięśni, zwłaszcza mocno obciążonych ścięgien i stawów.

Jako, że jest to jedynie propozycja treningowa, to sprawdzi się i dla zwykłych cywilów z organizacji proobronnych czy wariatów chcących sprawdzić swoje możliwości.  Konstruując treningi uwzględniłem także mniejszy rygor treningowy dzieląc treningi WETERAN WIZNY i CICHOCIEMNY na poziomy. W razie poczucia zbytniego przeciążenia po prostu zatrzymujemy się na danym poziomie i powtarzamy go do czasu, aż poczujemy się na tyle mocni, aby pójść dalej.