Po ostatnich przejściach z
kolejną organizacją biegową ten post po prostu musiał powstać. Nie będzie tu
nic ładnego, bo mam już dosyć dyplomacji i uważania na słowa.
W naszej pracy, to przede
wszystkim mąż odpowiada za pisanie. Mi brak polotu i ogólnie jestem prostym
człowiekiem, który pogodę opisze słowami „do dupy”, a nie „dzisiejsza aura jest
niesprzyjająca i te szarości oraz deszcz może powodować nieprzyjemne wahania
nastroju prowadzące do niecenzuralnych wywodów”. Dlatego jak ja już coś piszę,
to albo mam mega wenę, odkryłam coś fantastycznego albo jestem mega wku#wiona.
Sami wywnioskujecie co się stało tym razem. Ale dość o pierdach tylko przejdźmy
do rzeczy.