sobota, 26 sierpnia 2017

18. TOYOTA PÓŁMARATON WAŁBRZYCH - trzeci świat?

18. Toyota Półmaraton w Wałbrzychu to moja trzecia połówka na drodze do Korony I zdecydowanie najsłabsza w tym roku. I nie o czas chodzi, ale o organizację i kulturę biegaczy.

Ale od początku - biuro zawodów - duża hala. Fajnie, bo w środku miejsca jest sporo. Jednak wejście to tragedia - nikt nie pomyślał o otworzeniu drugiego skrzydła drzwi i podstawieniu tojek, co zaowocowało gigantyczną kolejką do WC, blokującą wejście/wyjście. No ok, w środku luźniej. Spoko - oczywiście nie mogłem wejść w linki z maila, ze względu na błąd serwera. Ok, idziemy do list. Jestem - sprawdzam pakiet.
Płyn do płukania z ust - no nic - najwyraźniej ktoś uznał, że jedzie mi z japy. Mówi się trudno - wstałem o 4.00, więc w sumie kilka godzin od porannej toalety minęło. Może i faktycznie mi jedzie. Pierdylion ulotek, jedno dekstro, pokrowiec na kartę i wodoodporny.... Koszulki nie widzę. Patrzę dla pewności ponownie - no nie ma. Pytam w jednym miejscu, w drugim...no nie należy się, bo nieopłacona. Nie mam cierpliwości - wysyłam żonę. Wróciła, z koszulką. Jakieś zamieszanie przy zapisach - organizator ładnie się zachował dając koszulkę. Duży plus. Humor od razu lepszy i po przebraniu koszulki, pełen nadziei idę na start.

Trasa to dwa okrążenia po dyszce z małym hakiem. Początek obiecujący. Są pomarańcze, banany, dekstro, woda, izo...na wypasie myślę sobie. Jako, że podbiegi i zbiegi to nie moja specjalność, to lecę na lajcie oglądając zabudowania. Miasto seksu i biznesu to to zdecydowanie nie jest, ale ma swój urok. Na drugim okrążeniu (czyli już w połowie trasy!) brak kubków jednorazowych, banany o ile są to nie pokrojone, izo nie ma, dekstro też. Wolontariusze to uchachane dzieci. Fajnie, że dobrze się bawią, ale chyba nie po to są, aby sobie dokazywać, ale żeby jednak napełniać te kubeczki..... No ale skoro kubeczków nie ma....jest w tym jakaś pokrętna logika jednak....

Osobną kwestią jest kultura biegaczy. Skoro jest gorący doping kibiców, to choćby machnięcie ręką w geście podziękowania, nie będzie jakimś tytanicznym wysiłkiem wpływającym na czas. To nie olimpiada, to bieg uliczny amatorów biegania. 

Co do tytanicznych wysiłków, to udźwignięcie żeli energetycznych chyba takim wysiłkiem jest - przynajmniej dla niektórych. Na jednym takim wyrzuconym o mały włos zachowałbym się homoseksualnie i niepatriotycznie (mówiąc dosadnie - prawie wyjebałem orła). I nie - on nie wypadł przypadkiem. Pod koniec biegu widziałem kilku rodzynków, którzy zwyczajnie je wyrzucali jeszcze pełne - redukcja wagi, aby nogi doniosły. Ciężkie jest życie biegacza. 

A jeśli chodzi o ciężarów - ludziska - rzucajcie te cholerne kubki na jedną stronę drogi, a nie na całą jej szerokość. I jak smarczycie to zerknijcie przez ramię chociaż - za wami też biegną ludzie.

Jeszcze coś bym napisał o loterii i obowiązku bycia w czasie losowania, ale już nie mam siły. Samo wspominanie i przypominanie sobie sytuacji z biegu jest wystarczająco męczące psychicznie.....