niedziela, 1 stycznia 2017

ABC MOTYWACJI


zdrowie jego nać abc motywacji
Jak przetrwać pierwszy tydzień? A jak pierwszy miesiąc? Jak się nie poddać w czasie pierwszej kontuzji? Od czego zacząć?

Przede wszystkim trzeba zacząć od dobrego przygotowania i uzbrojenia się w wiedzę. Dzięki temu będziemy rozumieć co się z nami dzieje na każdym etapie procesu, jakim jest odchudzanie, budowanie masy, czy też po prostu budowanie lepszej kondycji.

Aby od tego zacząć, to musimy postawić sobie dwa cele. Pierwszy to ten, do którego dążymy. Ten największy, ten końcowy. Powiedzmy, że „chcę mieć kaloryfer na wakacje”, bo teraz jest zima, jest bojler – też grzeje, ale wiadomo, że nie o to nam chodzi.

O drugim celu będzie za chwilę. Teraz, skupmy się na tym pierwszym i głównym. Przede wszystkim, żeby osiągnąć ten nasz wymarzony cel, to musimy wiedzieć od czego zaczynamy. Jest to pora na to, aby się zważyć i zmierzyć sobie obwody. Bez oszukiwania – efekty, które nas później zaskoczą, będą większą motywacją w przyszłości. Przez pierwszych kilka dni, zbierając informacje o dietach, treningach i cud poradach zapisuj czego i ile jesz. To bardzo ułatwia. Nie trzeba bowiem się katować nie wiadomo jak, aby osiągnąć pierwsze efekty. Jeśli jesz 2 posiłki dziennie, dużo smażonego i podjadasz słodycze – to wiesz co zmienić. Ta wiedza, daje ci świadomość co robisz nie tak. Możesz to skonfrontować z odpowiednimi poradami dietetycznymi i treningowymi, których jest bez liku. Tak naprawdę, to w tym momencie nie ma większego znaczenia, czy wybierzesz taki czy inny trening. Ważne jest, abyś zaczął robić cokolwiek.

I tutaj pojawia się cel numer dwa. Taki krótkoterminowy. Niewielki, ale realny. Np. w tym tygodniu będę wypijał przynajmniej jedną butelkę wody dziennie. I na tym się skupiamy. To trochę jak z malowaniem sufitu. Na samą myśl ręce opadają, ale robiąc po małym kawałeczku, sufit maluje się niejako sam. W treningach jest podobnie. Skupiając się na małych, realnych celach budujemy swoją pewność siebie oraz wiarę w osiągnięcie sukcesu. Bo przecież czymże jest wypicie butelki wody dziennie? No przecież to nic takiego. A w międzyczasie trening leci sam, bo zamiast myśleć o zakwasach, to myślimy o tej jednej, jedynej butelce, prawda? Sam zobacz – pierwszy tydzień minął jak z bicza strzelił. Nawet nie myśl, żeby się ważyć, bo to się raczej nie zmieniło na tym etapie.

Zostały jeszcze trzy tygodnie do pełnego miesiąca. Hurra, trzeba to uczcić. Nie – nie pizzą. Ta ci nie pomoże. Nauczyłeś się pić butelkę wody dziennie i nie podjadasz już słodyczy. Jesteś kimś. I nie jest to sarkazm. To zadowolenie. Pierwszy osiągnięty sukces. Jest dobrze. Można teraz pomyśleć o celu na następny tydzień. Więcej zielenizny? Króliki to jedzą i żyją. Wegetarianie też. No to zamiast smażonego, to dwa razy w tygodniu gotowane i raz zupa. I więcej surówek do schaboszczaka. W sumie – do przeżycia. Krupnik nie taki zły. Pomidorowa z ryżem też obleci. Rosołek u mamusi - palce lizać. No dobra, nic wielkiego – damy radę. I to jest słuszne i pożądane nastawienie. Jesteś już w połowie drogi. Trening leci, a wraz z nim kolejne krople potu. Ale coś tak jakby lepiej trochę nie? Niby pot jest, niby wszystko mokre, człowiek zmęczony…ale jakieś takie dziwne zadowolenie się zaczęło pojawiać. Organizm się adaptuje i wraz z pracą mięśni zaczynamy odczuwać endorfinę. Lepiej się wysypiamy i mamy więcej energii. Minął kolejny tydzień. Szybko leci co? No to zmieniamy troszkę proporcje posiłków. Niewiele. Zamiast 4 kanapek na śniadanie, to zjadamy 3 i ogóra. W obiedzie, zamiast góry kartofli i małej surówki, robimy górę surówki i trochę kartofli. I ciśniemy treningi. Troszku głodno, ale ten brzuszek jakby troszkę mniejszy, albo spodnie troszkę luźniejsze? Hmm…no to ważenie na koniec tygodnia. W końcu minęły już 3. Pierwsze efekty będą już widoczne. Miło popatrzeć? Spokojnie  - nie szalej. Złapanie teraz kontuzji spowoduje, że w kilka dni wróci to, na co pracowałeś ostatnie tygodnie. A uwierz mi – lepiej zapobiegać niż leczyć. No ale stało się – rypie w krzyżu, jakby nam ktoś kijem do golfa zasunął. Bierz chusteczkę, otrzyj łzy i do roboty. Kilka dni lżejszego treningu z ciężarem własnego ciała nam wystarczy. Solidne rozgrzewanie też. I delikatne rozciąganie – na tyle, na ile to możliwe. I koniecznie jakaś maść. Może nie przestanie po niej boleć, ale środki przeciwzapalne przyspieszą gojenie. Na otarcie łez – minął pierwszy miesiąc. Gratuluję. Schudłeś, a pomimo niewielkiej kontuzji nie przytyłeś z powrotem.

Pamiętaj o głównym celu. I leć z tematem dalej. Wyznaczaj sobie kolejne, krótkoterminowe cele, które będą tylko odrobinkę poza twoimi obecnymi możliwościami. Dzięki temu nie zniechęcamy się zmęczeniem, zakwasami ,wysiłkiem i wyrzeczeniami. Osiągając cel niemal z automatu stajemy się szczęśliwi. To sprawia, że chcemy więcej. Chcemy dalej. Chcemy szybciej, mocniej, lepiej. I to właśnie jest motywacja, która nas napędza.