Wspominałem
już wcześniej, że jednym z celów projektu „Być jak Thor” jest
posiadanie brody godnej boga. Czupryna czy jest bujna, to osobna
kwestia. W końcu nie każdy z nas jest Rumcajsem i wiele zależy od genów.
Niemniej jednak, jak już coś tam mamy na tej twarzy poza wywieszonym z
wysiłku na treningach językiem, to wypadałoby o to zadbać. Tym bardziej
jak się pracuje z ludźmi i wśród ludzi, bo wygląd
– co by nie mówić – wiele mówi o nas samych. Poza tym, drapanie takimi
sztywnymi drutami delikatnej, kobiecej buzi podobno jest średnio fajne i
ja jestem w stanie w to uwierzyć.
W necie jest masa
poradników, a to zdecydowanie nie jest jeden z nich. To jest prosta
recepta dla leniwych. Po prostu moja żonka znalazła mi genialny preparat
– krem do twarzy z zarostem……i brodą. Niby nic takiego, ale jednym
preparatem rozwiązuje wszelkie kwestie – twarz, zarost i brodę. I muszę
stwierdzić, że działa. A przy okazji, jak to tołpa., nie zabija ceną.
Na opakowaniu widnieje jak byk: „balsam-żel do twarzy z zarostem i
brodą”. Ja tam nie wiem co to. Maziajstwo jakieś generalnie rzecz
ujmują. W formie lekko rozwodnionego gluta, bez grudek. Najważniejsze
dla mnie jest to, że nie jest tłuste, nie lepi się i szybko się
wchłania. Włosie faktycznie pozostaje miękkie i błyszczące, a skóra
matowa i odżywiona. Jak dla mnie – bomba. Nie wyleczy worów pod oczami,
po kolejnej zarwanej nocy, ale człowiek przestaje wyglądać jak menel, a
zaczyna jak czarodziej. Chociaż to też zależy od etapu, na jakim mamy
brodę. Niektórym po prostu pasuje wygląd a'la „tygodniowy cug”.