czwartek, 14 września 2017

SZTUKA ODNOWY

Wakacje – leżing, plażing i smażing….albo i nie.

Wolny czas każdy spędza tak jak lubi. My lubimy ruch. Pomiędzy żaglami z niewidomymi i słabowidzącymi z CROSSu (Ha! Kolejny pucharek za wygrane regaty!), a wyjazdem w góry mieliśmy trochę czasu, aby skorzystać z zaproszenia od Sztuka Odnowy. Przecież w wakacje chodzi o to, aby się zregenerować i nabrać siły na resztę roku, nie?

Byliśmy, skorzystaliśmy i wróciliśmy z gigantycznym uśmiechem na buzi. Przyjazna i życzliwa atmosfera do tego stopnia, że z krótkiej wizyty zrobiła się kilkugodzinna nasiadówa - tak to już jest, jak się spotkają ludzie, co mają takiego samego bzika.

Wielki plus, poza sympatycznym przyjęciem, zasługuje profesjonalna obsługa i bardzo dużo informacji. Dokładne przyjrzenie się mojej cerze i odpowiednio dobrane preparaty (w 100% naturalne) dały niesamowity efekt. Może nie na miarę chirurgii plastycznej, ale różnica zauważalna po jednym zabiegu zrobiła wrażenie nawet na małżowinku.

Cały zabieg na buzię potrwał godzinę. Wcieranie, oczyszczanie, masowanie olejkiem i ten hipnotyzujący zapach, unoszący się z każdym robionym preparatem. Rozpływałam się na tej leżance w aromatach orientu i gdyby mnie mąż paluchem nie dziugał, to zdecydowanie bym tam odpłynęła daleko śniąc o słodkich migdałach!

No, ale do rzeczy. Jak pisałam, zabieg potrwał godzinę. Zaczęło się od przemycia twarzy hydrolatem oczarowym, który redukuje zaczerwienienie i swędzenie skóry oraz łagodzi stany zapalne. Następnie, aby oczyścić skórę i usunąć martwy naskórek został użyty peeling kawitacyjny, bo się okazało, że inne oczyszczanie u mnie nie wchodzi w grę, gdyż mam cerę lekko naczynkową. Po osuszeniu i powtórnym przemyciu twarzy hydrolatem, został wykonany masaż na bazie olejków z pestek śliwek oraz z kiełków pszenicy.  Olejek z pestek śliwek z witaminami E i wit. B. zmiękcza i poprawia nawilżenie skóry, zaś olejek z kiełków pszenicy idealnie sprawdza się natomiast do skory przesuszonej, gdyż  zawarta w nim lecytyna powstrzymuje utratę wody przez skórę, doskonale nawilża, zmiękcza i natłuszcza skórę. Substancje proestrogenne zawarte w oleju przyspieszają odbudowę zniszczonego naskórka. Dzięki temu buzia stała się zrelaksowana i odprężona.

A potem kolej na SERUM

Macerat z nagietka działa nawilżająco, kojąco, łagodząco, zmiękczająco  na skórę. Dodany został do niego skwalan, który posiada właściwości wygładzające, nawilżające, zmiękczające i stabilizuje strukturę lipidów skórnych. Łatwo wnika w głębsze warstwy, dzięki czemu pomaga w przenoszeniu substancji aktywnych w głąb skóry, a wit. E działa antyoksydacyjnie i ochronnie, szczególnie przeciw promieniom UV, a także sprzyja formowaniu się kolagenu. Witamina E jest doskonałym, wręcz niezbędnym dodatkiem do preparatów przeciwstarzeniowych. Pomaga wygładzić zmarszczki, których jeszcze nie ma zbyt wiele (tfu tfu). W składzie znalazła się również wąkrota, która poprawia mikrokrążenie oraz wytrzymałość naczyń krwionośnych, pobudza produkcję kolagenu, działa oczyszczająco i łagodząco. Co szczególnie dla mnie istotne, serum zostało sporządzone na miejscu z podstawowych, całkowicie naturalnych składników, bez żadnej dodatkowej chemii.

MASKA

Za maskę posłużyła glinka biała, która zawiera cenne mikroelementy, oczyszcza, ujędrnia i nadaje zdrowy wygląd skórze. Do tego hydrolat oczarowy i pseudokolagen - wyciąg z drożdży, które zachowują jego naturalną strukturę oraz uzyskują potrzebne właściwości: nawilżające, przywierające i tworzące delikatną powłokę na skórze.  Jest to idealny substytut kolagenu pochodzenia zwierzęcego, więc to fajna opcja dla osób, które zwracają uwagę nawet na takie szczegóły. Ponadto powstrzymuje objawy procesu starzenia się skóry, zatrzymuje i podnosi zawartość wilgoci w skórze, tworząc delikatną powłokę. W składzie znalazł się też miłorząb japoński, który poprawia mikrokrążenie, przywraca skórze zdrowy koloryt, łagodzi stany zapalne i wzmacnia naczynka krwionośne. Podobnie jak serum, tak i maska została wykonana na miejscu bez dodatkowej chemii.

Jeszcze tylko dopieszczenie ostatecznego wyglądu w postaci kremu z Organicseries i można było zdobywać świat. I powiem szczerze, że dawno nie czułam się tak dobrze na twarzy. Relaks, odprężenie, odżywienie, nawilżenie i wzrok męża, który nie mógł się napatrzeć i nadziwić efektom. Tak – zdecydowanie polecamy takie miejsca i zdecydowanie trzeba tam wrócić po jeszcze!