Otarcia, bąble, pęcherze,
odparzenia, wypryski, zapalenia mieszków włosowych - wszyscy biegający i
ćwiczący to znają. Każdy ma jakiś swój sposób – wazelina, zasypki, maści
wszelkiego rodzaju. Jednak nie zawsze to działa. W akcie desperacji szukamy
internetowych szamanów i odprawiamy voodoo przed zawodami. I nie raz też
polegamy wracając z zatartymi pachwinami czy odparzoną przerwą pośladkową.
Jak większość, tak i ja zmagam
się z tym problemem. Lata treningów, kontuzji, basenów, kontaktu z chemią
gospodarczą i różnymi alergenami spowodowało, iż mam bardzo wrażliwą skórę i
niewiele mi trzeba, abym sobie coś zatarł lub odparzył. Są oczywiste
oczywistości, które bardzo często działają, jak lepszej jakości bielizna itp.
Ale co w sytuacji, kiedy zadbaliśmy należycie o te wszystkie kwestie, a problem
jak był, tak jest?
Wtedy zaczynamy bawić się w
druida Panoramiksa i testujemy różne mikstury. Talki, antyperspiranty (nie
tylko w formie dezodorantów pod pachy), maści, wazelina. I nawet okazuje się,
że to niekiedy działa. Bądźmy jednak szczerzy – kto lubi to uczucie wazeliny w
pachwinach, czy ślizgających się o siebie pośladków od innych smarowideł? Tym
bardziej, że i to nie zawsze rozwiązuje problem?
W pewnym momencie zaświtała mi
w głowie pewna myśl - przecież jedną z najstarszych i najskuteczniejszych
strategii łowieckich jest polowanie na wyczerpanie. Jakby to było możliwe,
gdyby łowczy zmagaliby się z omawianymi tutaj problemami? Coś mi tu ewidentnie
nie grało. Coś musieliśmy zrobić złego dla naszej skóry. Dlatego postanowiłem
skupić się na problemie kondycji skóry i jej prawidłowym wykonywaniu jej
biologicznych funkcji. Na pierwszy ogień poszło lepsze zbilansowanie diety. Po
prostu wyeliminowałem (lub ograniczyłem) produkty, które działają na skórę
drażniąco (np. śmieciowe żarcie, kakao) lub powodują intensyfikację stanów
zapalnych (np. oleje roślinne). Już tylko ten zabieg spowodował, że sytuacja
znacząco się poprawiła. Ciężko mówić tu o jakichś procentach rozwiązania
problemu. Po prostu różnica była zauważalna, wyraźna i znacząca. Wypryski
zniknęły niemal całkowicie, szybciej się goiły i były mniej bolesne.
Kolejna sprawa – balsam po
każdym prysznicu. Niestety, ale woda wysusza i to czuć. Niekiedy potrafiłem
mieć pęknięcia skóry z tego tytułu do krwi - nie tylko na palcach, w okolicach
opuszków i paznokciach, ale i na żebrach. Balsamy i smarowidła stosuję już z powodzeniem od
lat i faktycznie zabezpiecza to moją skórę przed negatywnymi skutkami
przesuszenia. Testowałem różne produkty. Od wielu, na dłuższą metę dostawałem różnych
reakcji alergicznych. Najlepiej jednak u mnie sprawdza się zwykła oliwka lub balsamy
dla niemowlaków. Wychodzi na to, że mam tyłek stworzony do jedwabiu. Gdyby nie trauma dolegliwości jakie mi z tego tytułu towarzyszyły, to nawet bym się z tego pośmiał...
Ostatnia sprawa to niedawne
odkrycie. Zamieniłem żele do mycia na hipoalergiczne, glicerynowe, tradycyjne
mydło w kostce. Okazało się, że choć przy normalnym funkcjonowaniu nie miało to
na mnie wpływu, to jednak substancje zawarte w żelach zatykają pory – jak
choćby substancje zapachowe zawarte w żelach, których zapach czuć jeszcze długo
na naszej skórze, mimo że wylewamy hektolitry wody na ich spłukanie. Efekty tej
zmiany są o tyle ciekawe, że i mój pot ma inny, mniej agresywny zapach. Okazuje
się, że mydła tego typu lepiej wpływają na mikroflorę naszej skóry, a
całkowicie się spłukując ze skóry nie zatykają jej. Jest to też zasługa mojej
żony – lubi zagłębiać się w szczegóły etykiet i dokonała bardzo dobrego wyboru
z mydłem, bo jednak nie wszystkie „hipoalergiczne” takimi są naprawdę.
Efektem tych wszystkich
działań było przebiegnięcie półmaratonu bez maści, zasypek, wazeliny, smarowideł
i bez… żadnych otarć czy odparzeń. Oczywiście – każdy z nas jest inny i na
każdego działają inne prawidła. Niemniej jednak tym wpisem chciałbym dać do
myślenia, jak na pozór błahe rzeczy mogą mieć duże skutki. I czasem warto
zagłębiać się w co raz mniejsze szczegóły, ale dopiero po załatwieniu spraw
najważniejszych – tych oczywistych oczywistości. Nigdy odwrotnie.